Co powiedziałby dziś kard. Stefan Wyszyński? [ANALIZA]
![Co powiedziałby dziś kard. Stefan Wyszyński? [ANALIZA]](/photo/article/w770/11841.jpg)
fot. Facebook
Dziś rocznica śmierci bł. Stefana Wyszyńskiego, nazywanego Prymasem Tysiąclecia. Gdy umierał w 1981 roku, było właśnie święto Wniebowstąpienia Pańskiego. Dziś akurat przypada wigilia tego święta.
Inne z kategorii
Oświadczenie redaktorów i współpracowników Christianitas w sprawie wyborów prezydenckich
Więźniowie o wierze i misji: niezwykła prezentacja książki w lubelskim areszcie
Kilka dnia przed śmiercią wypowiedział słynne słowa: „Przyjdą nowe czasy. Wymagają nowych świateł, nowych mocy. Bóg je da w swoim czasie. Pamiętajmy, że jak kard. Hlond, tak i ja wszystko zawierzyłem Matce Najświętszej i wiem, że nie będzie słabszą w Polsce, choćby ludzie się zmieniali”.
Jednak można, a nawet chyba trzeba, dziś pytać, co z jego myśli, jego nauczania pozostało istotne i dziś, co przetrwało próbę czasu, czym owi nowi ludzie mogą się inspirować.
Katolicka nauka społeczna
Istotnym elementem myśli Wyszyńskiego była etyka pracy i troska o sprawiedliwość społeczną. Już jako młody kapłan badał kwestie pracy i wyzysku robotników. Przeciwstawiał chrześcijańską wizję pracy – jako współpracy z Bogiem i drogi uświęcenia – materialistycznej ideologii marksizmu. W dziele “Duch pracy ludzkiej” (1946) przedstawił głęboką teologię pracy, akcentując, że praca nie jest tylko zarobkowaniem, ale służbą człowiekowi i Bogu. Takie podejście wpłynęło później na nauczanie Jana Pawła II (encyklika Laborem exercens), który kontynuował personalistyczne ujęcie pracy i godności pracowników. Prymas Tysiąclecia bronił ludzi biednych i wykluczonych – jeszcze przed wojną występował w obronie praw robotników, a po wojnie stawał w obronie tych, którym system komunistyczny odmawiał podstawowych wolności. Jako pasterz Kościoła, ale i obywatel, reagował na niesprawiedliwość społeczną zarówno w warunkach przedwojennego kapitalizmu, jak i powojennego komunizmu. Zawsze jednak podkreślał, że nie wystarczy zmiana ustroju czy praw, jeśli zabraknie moralnej przemiany człowieka.
Wydaje się że to był jeden z kluczowych punktów jego przesłania. Tu zasadniczo różnił się od marksistów, którzy wierzyli, że „byt określa świadomość”, że postępowanie człowieka jest mocno albo całkowicie zdeterminowane warunkami społeczno ekonomicznymi.
W 1967 r. ogłosił Społeczną Krucjatę Miłości, w ramach której uczył, że prawdziwą odnowę świata osiągnie się przez nawrócenie serc, codzienną praktykę miłości bliźniego i uczciwość w życiu prywatnym oraz publicznym. Mówił słynne: „Czas to miłość! (…) Całe nasze życie tyle jest warte, ile jest w nim miłości”. Wskazywał, że nawet najdoskonalszy system polityczny upadnie, jeśli zabraknie w nim moralnych podstaw: „jeżeli człowiek się nie odmieni, to najbardziej zasobny ustrój, najbardziej bogate państwo nie ostoi się, będzie rozkradzione i zginie”. Tę zasadę można odnieść i do dzisiejszej rzeczywistości – pomimo postępu cywilizacyjnego, problemy takie jak wykluczenie społeczne, niesprawiedliwość ekonomiczna czy kryzys zaufania publicznego wciąż domagają się rozwiązania poprzez formację sumień i odbudowę etosu wspólnoty.
Kościół, państwo i wolność religijna
Kardynał Wyszyński zasłynął jako niezłomny obrońca autonomii Kościoła wobec władzy państwowej, zwłaszcza w okresie dyktatury komunistycznej. Jego naczelna zasada brzmiała: „Rzeczy Bożych na ołtarzu cesarza składać nam nie wolno. Non possumus! (Nie możemy)”. Słowa te, zaczerpnięte z listu polskich biskupów z maja 1953 r., którego prymas był autorem, stały się symbolem sprzeciwu wobec prób podporządkowania Kościoła przez państwo. Wyszyński jasno wskazywał, że Kościół nie może zdradzić swojej misji ani wyrzec się prawdy Ewangelii pod presją jakiejkolwiek ideologii politycznej.
Prymas Tysiąclecia był zwolennikiem takiego modelu relacji Kościół–państwo, który dziś nazwalibyśmy modelem autonomii i przyjaznej współpracy, jednak pod warunkiem poszanowania wzajemnych granic. Państwo – jego zdaniem – nie musi, a może nawet nie powinno być wyznaniowe, ale też nie ma prawa być ateistyczne i wrogie religii. Pisał wprost, że „państwo w swoich założeniach nie może być ateistyczne, nie może kierować swoich działań przeciwko wierze, religii i Kościołowi”. Ostrzegał, iż państwo, które odrzuca Boga, samo uzurpuje sobie boskie prerogatywy: „ateizm państwowy jest wielkim błędem, gdyż wtedy państwo ma tendencję do tworzenia pseudoreligii, w której ubóstwia samo siebie i żąda od członków narodu oddawania sobie czci religijnej”.
Ta trafna diagnoza totalitaryzmu odzwierciedlała realia komunizmu, gdzie partia stała się obiektem quasi-religijnego kultu. Wyszyński i polski Episkopat stanowczo sprzeciwiali się takiemu kultowi państwa, przypominając, że żadna władza nie może stawiać się na miejscu Boga. „Państwa, które pod pozorem przebudowy ustroju zakładają program wyniszczenia Boga w sercach obywateli, są potwornością i wielkim nieporozumieniem” – stwierdzał bez ogródek.
Kard. Wyszyński podkreślał, że państwo ma obowiązek zagwarantować wspólnotom religijnym swobodę działania, co wyraża się we wolności sumienia, wolności kultu i wolności słowa. Był orędownikiem państwa pluralistycznego światopoglądowo, które nie identyfikuje się z żadną ideologią i nie narzuca obywatelom jednego światopoglądu siłą aparatu państwowego. Te zasady brzmią bardzo współcześnie – są zbieżne z dzisiejszym rozumieniem neutralności światopoglądowej państwa przy jednoczesnym poszanowaniu prawa obywateli wierzących do obecności religii w przestrzeni publicznej. Wyszyński wypracował je jednak w kontrze do realiów reżimu, który dążył do wyeliminowania religii z życia społecznego.
W dzisiejszej Polsce relacje państwo–Kościół przebiegają w zupełnie innych warunkach, jednak napięcia na styku religii i życia publicznego wciąż istnieją, a nawet się zaostrzają. Spory o obecność krzyża w przestrzeni publicznej, lekcje religii w szkołach czy zaangażowanie duchownych w debaty społeczne pokazują, że pytanie o właściwy model świeckości państwa pozostaje otwarte. Myśl Wyszyńskiego może tu służyć jako cenna wskazówka: przypomina o konieczności dialogu i wzajemnego szacunku między instytucjami państwa a Kościołem. Państwo nie powinno dyskryminować religii ani ograniczać jej do sfery prywatnej – prymas dowodził, że wiara ma prawo obecności w życiu narodu. Jednocześnie Kościół, zachowując autonomię, nie dąży do panowania nad państwem, lecz do pełnienia swojej misji dla dobra ludzi. Taki zdrowy rozdział, oparty nie na wrogości, lecz na współpracy dla dobra wspólnego, jest ideałem, do którego dążył Wyszyński. Można przypuszczać, że dziś powiedziałby politykom i ludziom Kościoła podobnie jak wówczas: państwo ma szanować sumienia i prawa wierzących, a Kościół ma prawo upominać się o moralne podstawy życia społecznego – nie z politycznej ambicji, ale z troski o człowieka.
Prawo do nauczania religii i publicznego wyznawania wiary
Jednym z konkretnych pól walki prymasa Wyszyńskiego z systemem komunistycznym była obrona prawa do katechizacji i obecności religii w wychowaniu młodego pokolenia. Już jego praca doktorska (obroniona w 1932 r. na KUL) nosiła tytuł “Prawa Kościoła, rodziny i państwa do szkoły” – co pokazuje, jak ważne było dla niego zagadnienie edukacji religijnej i światopoglądowej młodzieży. Gdy po wojnie nowe władze zaczęły ograniczać, a następnie usuwać naukę religii ze szkół (proces ten nasilił się zwłaszcza w latach 1958–1961), prymas stawał w zdecydowanej opozycji. Kościół ma prawo i obowiązek wychowywać swoje dzieci w wierze – tego prawa Wyszyński bronił zarówno przy stole negocjacyjnym (np. w Porozumieniu z kwietnia 1950 r. Episkopat uzyskał od rządu pozorną gwarancję utrzymania nauki religii w szkołach), jak i w kazaniach oraz listach pasterskich kierowanych do wiernych.
W jednym z takich listów Prymas wprost przypominał rodzicom, że powinni domagać się dla swych dzieci wychowania religijnego. Pisał dosadnie: „Macie przecież szkoły państwowe, w których władze zapewniają naukę religii... Dlatego byłoby rzeczą niezrozumiałą, gdybyście dzieci wasze posyłali do szkół, z których chwilowo wyklucza się naukę religii”. Był to apel, by katoliccy rodzice nie godzili się na laicyzację szkolnictwa – nawet jeśli oznaczało to wybór innej szkoły lub organizowanie katechezy poza systemem państwowym. Gdy komuniści całkowicie wyrugowali religię ze szkół (formalnie w 1961 r.), Wyszyński zorganizował ogólnopolski system katechezy przy parafiach, mobilizując rzesze sióstr zakonnych, księży i katechetów świeckich do pracy z dziećmi i młodzieżą na terenach przykościelnych. Mimo to nadal upominał się o powrót religii do szkół publicznych, uważając jej usunięcie za pogwałcenie naturalnych praw rodziców i dzieci.
Podczas obchodów Milenium Chrztu Polski (lata 1966/1967) prymas ponownie wołał o wolność wyznawania wiary w życiu publicznym. W słynnym kazaniu milenijnym mówił, że Polacy mają prawo „przyznać się do Chrystusa na ulicach, placach i w szkołach” – co było wyraźnym sprzeciwem wobec spychania religii do podziemia. Wolność religijna w ujęciu Wyszyńskiego obejmowała bowiem nie tylko wolność kultu w kościele, ale i prawo manifestowania wiary publicznie: w procesjach, krzyżach w miejscach publicznych, obecności katolików w debacie publicznej.
W jednym z listów pasterskich (do rodziców, 5 X 1950 r.) Wyszyński jasno wyłożył stanowisko Kościoła: „Szanując prawa wolności sumienia, prawa rodziców, Narodu i Państwa Kościół pragnie dla swych dzieci… nauki religii we wszystkich szkołach , do których uczęszcza młodzież katolicka. Kościół domaga się wolności wyboru nauczycieli religii przez misję kanoniczną, wolności posyłania swoich kapłanów do szkół, wpływu na programy i podręczniki religii, wolności praktyk religijnych oraz takiej atmosfery w szkole, by uczucia religijne młodzieży katolickiej znalazły w niej poszanowanie”. Ten obszerny cytat dobrze oddaje, jak daleko szły oczekiwania prymasa: nie godził się on na margines dla wiary w systemie edukacji. Domagał się, by szkoła respektowała religijny wybór rodzin – od treści podręczników po możliwość modlitwy i katechezy. Oczywiście były to postulaty nie do przyjęcia dla komunistów, którzy woleli wychować „nowego człowieka” w oderwaniu od religii. Wyszyński jednak nie ustępował – wskazywał, że prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami jest gwarantowane przez prawo naturalne i żadna władza nie może go znosić.
Dzięki niezłomnej postawie prymasa wielu rodziców w tamtych latach zachowało czujność i troskę o religijne wychowanie młodych. Historie przekazywane przez świadków tamtego okresu mówią, że rodzice organizowali tajne katechezy, posyłali dzieci do odległych parafii na nauki, a nawet przenosili je do szkół, gdzie jeszcze była religia, byle nie dopuścić do wyrwania wiary z serc młodego pokolenia.
Dziś w wolnej Polsce religia znów jest nauczana w szkołach publicznych (od 1990 r.), co bez wątpienia jest realizacją pragnień Wyszyńskiego. Mimo to pojawiają się dyskusje społeczne nad zasadnością obecności katechezy w szkole państwowej – niektórzy proponują jej ograniczenie lub przeniesienie na grunt parafialny. Gdyby żył kard. Wyszyński, zapewne przypomniałby, że prawa ludzi wierzących nie są zagrożeniem dla neutralności państwa, lecz jej naturalnym dopełnieniem. Państwo neutralne światopoglądowo nie oznacza przecież państwa przeciw religii, lecz takie, które wszystkim umożliwia realizację swoich przekonań. Wyszyński przekonywał, że usuwanie religii ze szkół było krzywdą dla polskiej kultury i narodowej tożsamości. Dziś jego argumenty mogłyby wybrzmieć na nowo w kontekście sekularyzacji Europy – prymas z pewnością podkreślałby, że wychowanie młodego pokolenia bez wartości duchowych prowadzi do pustki i kryzysu sensu życia. Jego wołanie o obecność Boga w sercach dzieci nie straciło znaczenia także teraz, gdy młodzież zmaga się z dezorientacją moralną, a rodziny potrzebują wsparcia w przekazywaniu wiary w coraz bardziej zlaicyzowanym otoczeniu.
Potępienie wszechwładzy państwa i totalitaryzmu
Doświadczenie życia pod dwoma totalitaryzmami – najpierw krótkotrwałym nazizmem, potem długoletnim komunizmem – ukształtowało w Wyszyńskim trwałą nieufność wobec wszelkiej ideologii absolutyzującej państwo. Prymas był przenikliwym krytykiem systemu komunistycznego, który określał jako zniewolenie człowieka i zaprzeczenie porządku moralnego. W swoich notatkach i pismach pisał o marksistowskiej wizji człowieka bez ogródek: „człowiek nie posiada w ich oczach [komunistycznych rządzących] żadnej wartości osobistej. Nie tylko nie jest on centrum świata, ale po prostu jest niczym. Całą swoją wartość czerpie z nadania państwa. (…) Osobę ludzką poddaje się całkowitej pogardzie… nieludzko bezgranicznej samowoli urzędniczej, despotyzmowi, terrorowi. W praktyce dochodzi do niewolnictwa obywateli na rzecz zbiorowości”. Te mocne słowa ukazują istotę totalitarnej władzy: jednostka ludzka z jej godnością przestaje się liczyć, liczy się tylko abstrakcyjny „kolektyw” czy „Państwo” rządzone przez partyjnych dyktatorów. Wyszyński demaskował ten mechanizm odczłowieczenia, przeciwstawiając mu chrześcijańską prawdę, że to człowiek – nie państwo – jest celem i że żadna władza nie ma prawa przekreślać godności osoby.
Kardynał szczególnie piętnował ubóstwienie państwa i związane z nim przymusy ideologiczne. Zwracał uwagę, że komunistyczne państwo rości sobie prawo do kontrolowania nie tylko zewnętrznych zachowań obywateli, ale także ich sumień – dąży do stworzenia „nowego człowieka” pozbawionego wiary i tradycji. W Zapiskach więziennych z lat internowania (1953–1956) prymas opisywał tę rzeczywistość: od notorycznej inwigilacji i propagandy po brutalne naciski na duchownych (próby zmuszenia księży do tzw. “ruchu księży patriotów”, czyli kolaboracji z reżimem). Jego odpowiedzią była postawa niewzruszonej wiary i oporu moralnego. Wyszyński nauczał, że państwo nie jest absolutem, lecz wspólnotą ludzi, która sama upada, jeśli gwałci prawo Boże i naturalne. Mówił wprost, że żaden ustrój ani prawo stanowione nie może unieważnić praw rodziny, Kościoła czy jednostki, a każdy porządek, który te prawa podepcze, „będzie niesprawiedliwy i niewolniczy”. U podstaw tej filozofii leżała tradycyjna katolicka zasada: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29).
W walce z „wszechwładzą” komunistycznego państwa prymas nie ograniczał się do sprzeciwu czysto deklaratywnego. Próbował także chronić społeczeństwo przed skutkami totalitarnej indoktrynacji poprzez budowanie alternatywnego przekazu. Przykładem może być tutaj jego program Wielkiej Nowenny (1957–1966) przed Millenium Chrztu – był to plan odnowy narodu poprzez powrót do wartości chrześcijańskich w życiu rodzinnym, społecznym i narodowym. Każdy rok Nowenny miał inny temat (m.in. poświęcony obronie życia nienarodzonych – o czym niżej – czy świętości małżeństwa), co służyło umacnianiu Polaków w wierze i moralności, wbrew ateistycznej propagandzie. Można powiedzieć, że Wyszyński tworzył w ten sposób duchową przestrzeń wolności wewnątrz zniewolonego kraju. Dzięki temu, gdy nadeszła historyczna szansa – powstanie Solidarności w 1980 r. – społeczeństwo było moralnie przygotowane, by upomnieć się o swoje prawa w sposób pokojowy, ale stanowczy.
Myśl prymasa o zagrożeniu płynącym z omnipotencji państwa ma ponadczasowy charakter. Także dzisiaj stanowi ostrzeżenie przed każdą władzą, która chciałaby zanadto ingerować w życie obywateli czy ograniczać ich wolności w imię jakiejś ideologii. Choć żyjemy w warunkach demokratycznych, pojawiają się nieraz tendencje do państwowego paternalizmu albo do forsowania jednolitej poprawności ideologicznej (np. w kwestiach światopoglądowych, obyczajowych). Wyszyński przypominałby nam, że państwo jest dla człowieka, a nie człowiek dla państwa. Jego przestroga przed „despotyzmem biurokracji” i „terrorystyczną samowolą” brzmi aktualnie wszędzie tam, gdzie ogranicza się prawa obywatelskie pod pretekstem stanu wyjątkowego, walki z zagrożeniami czy wprowadzania nowego ładu. Prymas uczy nas czujności: żadna władza nie może przekraczać prawa moralnego ani usiłować kontrolować sumień. Gdyby dziś zabrał głos, być może odniósłby tę zasadę np. do kwestii poszanowania autonomii rodziny (przeciw nadmiernej ingerencji urzędów w wychowanie dzieci), do kwestii wolności słowa (przeciw cenzurze i monopolu informacyjnemu w mediach) czy do zagrożeń płynących z nowych technologii (kontrola danych osobowych, inwigilacja elektroniczna). Jego fundamentalne przesłanie brzmi: człowiek nie może być niewolnikiem systemu – i to przesłanie nie straciło na znaczeniu w XXI wieku.
Potępienie aborcji i obrona prawa do życia
Kardynał Wyszyński był jednoznacznym i gorliwym obrońcą życia każdego człowieka od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Jego nauczanie na temat ochrony życia poczętych dzieci wyprzedziło współczesny ruch pro-life – już w latach 50. i 60. prymas mówił o aborcji jak o największej pladze zagrażającej moralności i przyszłości narodu. Dla Wyszyńskiego prawo do życia było absolutnym fundamentem ładu społecznego: „prawo do życia… jest to nakaz właściwy naturze ludzkiej, podstawowe prawo człowieka” – podkreślał, wskazując, że stoi ono ponad prawem stanowionym. Odwoływał się przy tym do dramatycznych analogii historycznych: przypominał procesy norymberskie nazistów, którzy wprawdzie działali na podstawie uchwalonego przez siebie prawa, a jednak zostali osądzeni za zbrodnie – ponieważ ponad prawem państwowym stoi „Nie zabijaj”, prawo naturalne i Boże.
Wyszyński nazwał rzeczy po imieniu: aborcja to według niego zwykłe dzieciobójstwo. „Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury” – mówił bez ogródek. Gdy w kwietniu 1956 r. polski Sejm uchwalił ustawę dopuszczającą aborcję na życzenie (w praktyce była to legalizacja aborcji z tzw. względów społecznych), prymas nie milczał. Tę datę – 27 kwietnia 1956 – określił później jako jeden z najsmutniejszych dni powojennej Polski. Wtedy to do Wyszyńskiego przyszła grupa posłów katolickiego koła „Znak” tłumacząc, że głosowali przeciw ustawie „bo są katolikami”. Prymas odpowiedział im z wyrzutem, że powinni byli głosować przeciw, bo są ludźmi – bo każdy przyzwoity człowiek, nie tylko katolik, ma obowiązek bronić życia niewinnych. Ta anegdota, przekazana przez świadków, dobrze pokazuje myślenie prymasa: ochrona życia nienarodzonych to nie kwestia wyznaniowa, lecz podstawowy wymóg humanizmu.
W kazaniach z tamtych lat pojawiają się bardzo ostre słowa potępienia dla aborcji. Wyszyński ubolewał, że nawet szpitale położnicze – które powinny być kolebką nowego życia – zamieniają się w miejsca śmierci: „Jeszcze przed laty sale położnicze były miejscami, gdzie rodziło się nowe życie Polski; dziś… to już są raczej kostnice!” – mówił w końcu lat 50. Zwracał uwagę na straszliwe skutki społeczne dopuszczalności aborcji: zanik szacunku dla życia w ogóle. „Jaka jest rodzina domowa, taka też będzie rodzina ojczysta” – tłumaczył w jednej z homilii – „Jeśli nie będą umieli uszanować maleńkiego życia… nie uszanują i życia obywateli, bo nauczą się mordować już w rodzinach”. Ostrzegał, że naród, który zabija własne dzieci, chyli się ku upadkowi moralnemu i biologicznemu: „To droga, by zamiast ‘społeczności życiodajnej’ tworzyć ‘społeczność morderców’. Taki Naród się skończy” – mówił wprost. Prymas widział więc w aborcji nie tylko grzech pojedynczych osób, ale i samobójstwo narodu.
Nie poprzestawał jednak na słowach potępienia. Bardzo ważny rys jego postawy to współczucie i pomoc dla kobiet oraz rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji. Wyszyński zdawał sobie sprawę, że wiele kobiet decydowało się na aborcję z powodu strachu, biedy czy braku wsparcia. Mówił, że często „wydaje im się, że idą na zabieg, bo nie uświadamiają sobie, że aborcja jest zabiciem człowieka”. Dlatego ogromny nacisk kładł na edukację sumień – przekonywał, że od poczęcia mamy do czynienia z żywym człowiekiem, któremu przysługuje pełnia praw. „To jest człowiek, który ma prawo żyć” – powtarzał dobitnie. Jednocześnie apelował do rodzin i społeczeństwa, by otoczyć kobiety w ciąży troską: „Prymas wzywał do tego, by całego ciężaru opieki nad dzieckiem nie zrzucać na barki kobiety… prosił, by rodzina i ojciec… pomagali we wszystkim”. W praktyce kardynał inicjował konkretne dzieła miłosierdzia – z jego inspiracji powstał m.in. pierwszy w Polsce Dom Samotnej Matki (w Chyliczkach pod Warszawą), gdzie kobiety spodziewające się dziecka, a pozbawione oparcia, mogły znaleźć dach nad głową i pomoc. Ta integracja stanowczej zasady moralnej z konkretną pomocą potrzebującym jest bardzo znamienna dla stylu Wyszyńskiego.
Kulminacją pro-life’owej postawy prymasa stały się Jasnogórskie Śluby Narodu złożone 26 sierpnia 1956 r. Tekst ślubów – napisany własnoręcznie przez uwięzionego wtedy Wyszyńskiego – zawiera mocne zobowiązania moralne całego narodu, w tym te dotyczące życia i rodziny. Naród przyrzeka w nich Maryi: „odtąd wszyscy staniemy na straży budzącego się życia. Walczyć będziemy w obronie każdego dziecka i każdej kołyski… Gotowi jesteśmy raczej śmierć ponieść, aniżeli zadać śmierć bezbronnym”. Ta dramatyczna obietnica – gotowości na ofiarę z własnego życia zamiast popełnienia zbrodni aborcji – pokazuje, jak absolutną wartość stanowiło dla Wyszyńskiego życie niewinne. Śluby zawierały też dodatkowe przyrzeczenie dotyczące czystości obyczajów: „Przyrzekamy stać na straży nierozerwalności małżeństwa, bronić godności kobiety, czuwać na progu ogniska domowego, aby przy nim życie Polaków było bezpieczne”. Widzimy tu jasno złączone dwa wątki: obronę życia poczętego i obronę godności małżeństwa oraz kobiety-matki. Dla prymasa były to dwie strony tego samego medalu – świat, w którym szanuje się życie od poczęcia, to świat, w którym szanuje się również matkę i rodzinę.
Współcześnie kwestia aborcji nadal dzieli społeczeństwo, nie tylko w Polsce. Myśl kard. Wyszyńskiego pozostaje jednak punktem odniesienia dla katolików i obrońców życia. Jego argumentacja opierała się nie na emocjach, lecz na zasadzie prawa naturalnego i godności człowieka – i w tym sensie wyprzedziła późniejsze międzynarodowe debaty o „prawach człowieka nienarodzonego”. W Polsce ostatnie dekady przyniosły zmiany prawne zgodne z duchem Wyszyńskiego (ograniczenie dostępności aborcji, w 2020 r. praktycznie pełna prawna ochrona dziecka poczętego). Można powiedzieć, że prymas patrzyłby z ulgą i radością na to, że prawo stanowione coraz pełniej uznaje zasadę „nie zabijaj” wobec nienarodzonych. Z drugiej strony z pewnością nie lekceważyłby on dramatu społecznego i napięć, jakie te zmiany wywołały. Protesty społeczne, głosy kobiet obawiających się o swoje zdrowie czy przyszłość – prymas zapewne słuchałby ich z empatią i powtórzył swoją dewizę: trzeba otoczyć matki realnym wsparciem. Wyszyński dziś apelowałby do sumień, ale i do rządzących, by polityka prorodzinna była na miarę twardych zasad moralnych – czyli by za ochroną życia szły programy pomocy rodzinom, samotnym matkom, osobom niepełnosprawnym. Jego spuścizna uczy nas, że nie wystarczy potępić zło, trzeba jeszcze skutecznie organizować dobro.
Wreszcie, co warte odnotowania, prymas Wyszyński miał niezwykłą umiejętność przedstawiania obrony życia jako sprawy całego narodu, nie tylko wierzących. Mówił np., że w walce o każde polskie dziecko potrzeba takiej samej ofiarności, jaką ojcowie nasi wykazywali w walce o wolność Ojczyzny. Współcześnie, w dobie kryzysu demograficznego (niski przyrost naturalny, starzenie się społeczeństwa), jego słowa nabierają dodatkowego znaczenia: stają się wezwaniem do zatroskania o przetrwanie narodu poprzez politykę rodziną, promocję wielodzietności, tworzenie klimatu przyjaznego życiu. Prymas przestrzegał: naród, który wyrzeka się dzieci, skazuje się na zagładę. Dziś Polska realnie mierzy się z widmem wyludnienia – wsłuchanie się w głos Wyszyńskiego o „radości życia domowego, jaką jest dziecko” staje się nie tylko kwestią moralności, ale wręcz racji stanu.
Ponadczasowe przesłanie prymasa – co powiedziałby dziś?
Z zebranych powyżej myśli, cytatów i świadectw wyłania się spójny obraz: kard. Stefan Wyszyński jako prorok na nasze czasy, którego nauczanie nie tylko nie straciło aktualności, ale wręcz zyskuje nowe życie w dzisiejszych sporach i problemach. Jego głos był głosem sumienia narodu – i takim pozostaje. Jeśli ośmielimy się zadać pytanie „co Prymas Tysiąclecia powiedziałby dzisiaj” w różnych kwestiach, to na podstawie jego pism i wypowiedzi można wysnuć dość wiarygodne wnioski:
- O państwie i polityce: Zapewne upomniałby rządzących, że władza ma służyć człowiekowi, a nie odwrotnie. Przestrzegłby przed jakąkolwiek formą totalizmu, choćby zakamuflowaną – czy to miałby być totalizm ideologii liberalno-laickiej, czy autorytaryzm odwołujący się do haseł populistycznych. Zwróciłby uwagę, że prawo musi respektować prawo naturalne – co dotyczy tak ochrony życia, jak i np. definicji małżeństwa, praw rodziny czy wolności wychowania. Jego dziedzictwo uczy polityków pokory wobec zasad moralnych wyższych niż doraźne cele.
- O społeczeństwie i moralności publicznej: Prymas widziałby zapewne z niepokojem podziały społeczne, falę wzajemnej wrogości w debacie publicznej. Przypomniałby swoje ABC Społecznej Krucjaty Miłości – katalog dziesięciu zasad życia społecznego opartego na miłości (m.in.: „szanuj każdego człowieka”, „myśl dobrze o wszystkich”, „przebaczaj wszystko, wszystkim”). Zachęcałby do odbudowania elementarnej życzliwości i solidarności, szczególnie z najsłabszymi. W dobie kryzysów gospodarczych czy wojen za granicą (np. wojna na Ukrainie) jego wołanie o miłość społeczną i jedność narodową brzmiałoby bardzo aktualnie.
- O Kościele: Wyszyński, który przeprowadził polski Kościół przez mroczne czasy komunizmu, dziś z pewnością martwiłby się kryzysem zaufania do Kościoła spowodowanym ujawnieniem skandali i błędów ludzi Kościoła. Zapewne wezwałby duchownych do pokuty i odnowy duchowej (sam był człowiekiem ogromnej modlitwy i dyscypliny wewnętrznej). Jednocześnie broniłby misji Kościoła w społeczeństwie – wskazałby, że mimo ludzkich upadków, Kościół pozostaje siłą moralną narodu. Jego znane słowa: „Jeśli przyjdą zniszczyć ten naród, zaczną od Kościoła, gdyż Kościół jest siłą tego narodu” (wypowiedziane w latach 40.) dowodzą, że widział w wierze oparcie dla tożsamości narodowej. Dziś zapewne też apelowałby, aby nie odcinać się od swoich chrześcijańskich korzeni.
Podsumowując, myśl Stefana Wyszyńskiego pozostaje żywa i aktualna, o czym świadczą zarówno analizy historyków i teologów, jak i prosty fakt, że kolejne pokolenia Polaków w momentach wątpliwości sięgają do jego słów. Współpracowniczka prymasa Anna Rastawicka wspomina, że na różnych etapach polskiej transformacji przypominano sobie jego wskazania, np. o prymacie osoby ludzkiej czy o zawierzeniu Maryi – i odnajdywano w nich światło na obecne czasy. Św. Jan Paweł II, jego uczeń, powiedział o nim: „Wyszyński wsłuchał się w bicie serca Kościoła i sam stał się posłannictwem”, przeprowadzając Kościół i Polskę ku wolności. Dziś, gdy żyjemy w wolnym kraju, posłannictwo bł. Stefana Wyszyńskiego wciąż trwa – jest nim przypominanie, że prawdziwa wolność musi być zakorzeniona w prawdzie, miłości i szacunku dla życia oraz godności człowieka. Jego słowa – „Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce” – pokazują, że nie ma sprzeczności między patriotyzmem a wiernością Ewangelii. Możemy śmiało powiedzieć, że gdyby kard. Wyszyński dziś przemówił, to z mocą ponowiłby swoje dawne przesłanie: Bóg, Honor, Ojczyzna – te wartości nadal powinny kształtować naszą rzeczywistość społeczną i polityczną, jeśli ma być godna człowieka.
Źródła: wypowiedzi i pisma kard. S. Wyszyńskiego (homilie, listy pasterskie, Zapiski więzienne), tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu, oprac. A. Rastawicka, M. Przeciszewski (eKAI), publikacje Instytutu Pamięci Narodowej, serwisy katolickie (Opoka, Aleteia, Niedziela, Stacja7), prace nauk. (UKSW, KUL), świadectwa współczesnych teologów i publicystów.